Praca z kalendarzem, czyli jak polubić poniedziałki

Trudny poniedziałek - masz ochotę rozbić budzik młotkiem!

Twój mózg to Twój kumpel, spraw żeby się dobrze czuł, a najlepiej dobrze bawił – usłyszałam ostatnio w dosyć długim filmie reklamowym, który przyciągnął mnie właśnie ze względu na to, że w głowie kręciły mi się notatki do tekstu o tym, jak polubić poniedziałki. Film był właściwie o tym, jak nabrać energii do pracy. Z tą energią to jest w sumie aktualne każdego dnia, dlatego jeśli nie pamiętasz, kiedy ostatnio miałaś/eś chęć do działania w pracy, to ten tekst może podsunąć Ci kilka rozwiązań. Bo jak polubisz poniedziałki, to każdy następny dzień będzie tylko lepszy!

Przede wszystkim jeśli lubisz swoją pracę, to poniedziałek Ci nie straszny, prawda? To piękne, kiedy wykonujesz swoje obowiązki z pasją, widzisz w nich sens. Czasem jednak tak jest, ale coś innego zabiera przyjemność w wykonywania „obowiązków”. Takim cosiem może być nadmiar zadań – każdą pracą można się przeciążyć, nawet taką, którą się kocha! Oczywiście czasem zdarza się też, że w zakresie obowiązków mamy coś (lub cosie), czego osobiście nie lubimy robić. Przeciążający, a w zasadzie przytłaczający, może też być poziom odpowiedzialności za ważne dla firmy kwestie. Do tego – choćby jak teraz – dokładać się może sytuacja gospodarcza i niepokój o przyszłość.

Ta ostatnia kwestia jest mało przewidywalna i nie mamy na nią wielkiego wpływu. Trudno też z entuzjazmem wykonywać pracę, której się nie lubi, i tutaj jest jedna rada: pracę można, a nawet warto, zmienić na taką, którą się będzie lubiło. Bo czasem problem nie leży w dniu tygodnia…

Stresujący się menager
Dlaczego poniedziałkowy poranek jest trudny? Jak polubić poniedziałki?

Tym razem jednak zajmę się tym, co możemy zrobić absolutnie sami.

Jak więc polubić poniedziałki?

Poniedziałek to – teoretycznie – taki sam dzień tygodnia, jak każdy inny dzień roboczy. Jednak jego umiejscowienie w kalendarzu nie przysparza mu sympatyków: po dwóch dniach wolnych trzeba wrócić do „szarej rzeczywistości”. Wielu z nas marzy o trzydniowym weekendzie, ale gdyby trwał trzy dni, marzylibyśmy o czterodniowym, prawda? Kluczowa jest tutaj kwestia podejścia do własnej pracy. Warto odpowiedzieć sobie na kilka pytań:
– czy lubię swoją pracę i za co
– czego nie lubię, i co mogę z tym zrobić
– co zrobić z nadmiarem zadań
– co zrobić z nadmiarem odpowiedzialności
– jak się zorganizować na co dzień, żeby nie zwariować.

Zakładając, że lista do pytania pierwszego jest dużo dłuższa i ma większą wagę, niż do pytania drugiego, pozostaje dobrze zorganizować sobie pracę. To dosyć szeroka kwestia… Można jednak od ręki wprowadzić kilka innowacji, dzięki którym jest szansa zmiany nastawienia do swojej pracy, a tym samym do poniedziałków. Jest to jeszcze ważniejsze, kiedy dopada nas Sunday Night Blues – czyli niedzielny, wieczorny niepokój, związany z myślą o powrocie do zawodowych obowiązków…

Może jestem nieco subiektywna, ale to jest niepodważalny fakt: organizację czasu bardzo ułatwia prowadzenie listy zadań w kalendarzu – czy anologowym, czy elektronicznym, to nie ma wielkiego znaczenia. W moim przypadku przede wszystkim zdejmuje to ze mnie obawę, że o czymś zapomnę (też tak macie?). Podziwiam tych, co ogarniają bez kalendarza! Dla mnie jest to nieocenione narzędzie, i mam swój system, dzięki któremu mam szansę efektywnie wykorzystać czas, niczego nie zawalić, a na dodatek mieć dodatkowy luz psychiczny i całkiem sporą satysfakcję z pracy.

Jak prowadzić kalendarz i – co najważniejsze – jak dzięki temu polubić poniedziałki? Mam kilka tipów:

1. Zadania wpisuję do kalendarza od razu, kiedy do mnie przyjdą: w głowie, w rozmowie, w poczcie elektronicznej. Jeśli decyzja, na kiedy je wpisać, lub czy ja muszę to zrobić osobiście czy też mogę delegować, nie jest taka prosta, zapisuję je na dziś lub jutro. Jeśli nie uda się czegoś załatwić, a może być przesunięte, zapisuję na dzień, w którym prawdopodobieństwo realizacji jest największe. Jeśli to zadanie, które mogę delegować, i mniej czasu zajmie mi przekazanie zadania, niż jego wykonanie, robię to (zgodnie z kilkoma prostymi zasadami zarządzania czasem, omówionymi w artykule Zarządzanie czasem? Pomidor). Jeśli nie masz komu delegować, zastanów się, kto może ci pomóc, lub zatrudnij wirtualną asystentkę.

2. Na piątek planuję jak najmniej, i niemal wyłącznie sprawy z ostatniej części macierzy Eisenhowera: mało pilne i mało ważne. Dlaczego? Doświadczenie nauczyło mnie, że w ciągu tygodnia część spraw zostanie nie załatwiona w „swoim terminie”, i wolniejszy piątek pozwala je dokończyć. Dzięki temu pilne czy ważne sprawy są załatwione, a w końcu to najważniejsze. Wypróbuj i przekonaj się na własnej skórze!

3. Zadania nie wykonane do końca tygodnia rozpisuję na kolejny tydzień – oczywiście według priorytetów – jeszcze w piątek. To bardzo ważne! Daje to niemal poczucie, że wszystko (co ważne) zostało zrobione, a tydzień z sukcesem zakończony. Jednocześnie przepisuję tylko te zadania, które uważam za sensowne, żeby je wykonać; z żalem lub bez rezygnuję z bardzo przeterminowanych oraz tych, które nie przyniosą większych korzyści (w jakiejkolwiek sferze życia); szybki rachunek zysków i strat zawsze Ci się przyda, koniecznie wypróbuj, czy u Ciebie to też zadziała.

4. Na poniedziałek planuję ostrożnie, czyli najwyżej 1-2 dosyć ważne sprawy, a reszta czasu zostaje do decyzji w trakcie dnia. Trudne sprawy zostawiam na wtorek, środę i czwartek. Doświadczenie nauczyło mnie, że wielu kontrahentów czy nawet współpracowników chce „od poniedziałku” pozałatwiać najważniejsze ich zdaniem sprawy, więc maile i telefony sypią się jeden za drugim… W takim natłoku „niespodziewanek” trudno zrealizować ambitne plany, rezultatem jest więc nerwówka, a na koniec dnia poczucie, że dzień był do bani, znowu nie zrealizowaliśmy listy zadań, jutro pewnie wcale nie będzie lepiej… Taki rolercoaster na początek tygodnia nie nastraja pozytywnie na jego pozostałe dni, a przecież zostało ich jeszcze kilka przed weekendem… I taką wiązankę nieprzyjemności kojarzymy potem z kompletnie niczemu nie winnym poniedziałkiem…

5. W poniedziałki najgorszym może być pierwszy moment: wejście w rytm pracy po weekendzie; dlatego zalecam dobrą kawę (lub herbatę) i kilka minut niezobowiązującej pogawędki ze współpracownikami, koniecznie o czymś interesującym, zabawnym czy podnoszącym na duchu. Na takim pozytywnym haju wprowadź się w działanie – zobaczysz różnicę!

6. Poniedziałek warto zacząć od czegoś, co nas nie zanudzi, jednocześnie nie wymaga od razu pełnego skupienia, a przy tym w miarę szybko i łatwo osiąga się sukces; takim zadaniem może być zrobienie przelewów – prosta czynność, a pełna satysfakcja gwarantowana. Nie dość, że ważne zadanie wykonane, to jeszcze kontrahenci się ucieszą! Może to też być podpisanie dokumentów, których treść znam, ale odkładałam ich podpisanie na „spokojnie”, czy wystawienie faktur za zrealizowane zlecenia. Dopiero kolejną czynnością niech będzie coś bardziej angażującego emocjonalnie, np. przejrzenie wiadomości i odpisanie na te, które da się załatwić krótko i zwięźle. Potem ewentualnie pilne telefony zaplanowane na ten dzień. Jednak pamiętaj: nie rób drugiemu, co Tobie niemiłe, czyli szanuj poniedziałek innych – nie dzwoń od samego rana 😉

Tym sposobem przechodzimy przez poniedziałek lekko, nawet jeśli aktywnie i do późna – a nastrój dobrze wykonanej roboty ma szansę trzymać nas do samego piątku!

Szczęśliwego poniedziałku!
Szczęśliwego poniedziałku!

To jednak tipy wyłącznie organizacyjne, kalendarzowe.

Mam jeszcze kilka rad życiowych, jeśli chcecie posłuchać? To takie „plasterki” na rany duszy 🙂

– poniedziałek jest dla nas początkiem tygodnia*, jednak nie bierze się z próżni, i weekend go poprzedzający ma kluczowe znaczenie. Zwykliśmy weekend traktować jako koniec tygodnia (jak sama nazwa wskazuje); a gdyby tak odwrócić w głowie tą kolejność, i sobotą i niedzielą zaczynać nowy tydzień? Czyż to nie przyjemny początek tygodnia? A poniedziałek nagle wskakuje na trzecią pozycję i już wcale nie jest taki straszny, jak go malują;

–  niech ten weekend będzie wypoczynkiem – na miarę możliwości – a nie ciężką harówką (choć może po „odrabianiu domowych zaległości i obowiązków” poniedziałek w pracy niektórym wydaje się wybawieniem? To całkiem ciekawa koncepcja, choć mnie kompletnie obca, dlatego nie biorę jej pod uwagę…);

– weekend kusi zarywaniem nocy, warto jednak jak najczęściej się wysypiać. Dlatego osobiście rekomenduję w sobotę i niedzielę pospać nieco dłużej, a w niedzielę położyć się spać wcześniej, tak żeby te „rekomendowane” 8 godzin przespać. W tygodniu plan snu się nieco rozjeżdża – tym bardziej warto wypocząć w weekend;

– dobrym pomysłem jest też przyjemne zakończenie niedzieli lub wejście w poniedziałek: długa kąpiel, kawa z książką na tarasie, ulubiona aktywność fizyczna, pyszne śniadanie – to na co mamy ochotę i na co wygospodarujemy czas;

– dobrym pomysłem jest zaplanowanie również na poniedziałkowe popołudnie czegoś przyjemnego – spotkania, wyjścia do kina, relaks z książką czy z filmem. Bo lądowanie w poniedziałek jest równie ważne, jak start.

Tymi oto sposobami można odczarować zaklęty w żabę poniedziałek. Koniecznie dajcie znać, czy u Was też to działa!

Relaks - książka, czekolada, świece
Relaks przy książce z filiżanką czekolady z piankami to świetny pomysł na zakończenie poniedziałku.

Na koniec chciałabym jeszcze podkreślić tą jedną, najważniejszą moim zdaniem – i nie tylko moim – kwestię. Rozmawiałam wczoraj z doradcą w banku. Po szybkiej konsultacji i przedstawieniu potencjalnego rozwiązania sprawy, z którą przyszłam, rozgadaliśmy się o tym i o owym. W trakcie padło pytanie: To jak to jest, że z jednej strony słyszę od lat, że kalendarze wymierają, a Pani o tej samej branży mówi z takim entuzjazmem?? Bo proszę Pana i proszę Państwa: dobrze jest swoją pracę po prostu lubić, a najlepiej wykonywać ją z pasją i wierzyć w to, co się robi. Dobrze dla osoby, i dobrze dla firmy!

(Na marginesie dodam, że pan ten podkreślił kilka razy, że wszyscy w banku pracują na drukowanych kalendarzach książkowych – on osobiście na takim – nawet jeśli używają też elektronicznych, i nie wyobraża sobie, że mogłoby być inaczej! To bardzo miło pomagać innym w pracy 💪 )

* bo nie dla wszystkich, i na pewno kiedyś zgłębimy ten temat 😉

Powyższy artykuł jest objęty licencją Creative Common Attribution & Share Alike. Licencja, której używamy oznacza, że zezwalamy na wykorzystanie w dowolny sposób treści i zdjęć zawartych w utworze – pod warunkiem podania nazwy firmy Lucrum jako autora w postaci klikalnego linku kierującego do https://www.lucrum.pl lub źródła oryginalnego tekstu w postaci klikalnego linku. Wszystkie inne użycia online bez podania klikalnego linku są zabronione.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *